Olsztyn24 - https://www.olsztyn24.com/
Obama w Hiroszimie. Dylematy pojednania i rozbrojenia nuklearnego

 

Niemal równo rok temu, gdy wraz z delegacją Polsko-Japońskiej Grupy Parlamentarnej zwiedzałem Hiroszimę, byłem - jak wszyscy - pod wielkim wrażeniem tego pobytu. Z jednej strony nowoczesne, zielone, z sympatycznymi tramwajami, dziś półtoramilionowe miasto. Z drugiej - poruszający kompleks w Parku Pamięci i Pokoju (obejmuje m.in. muzeum, Gembaku Domu - szkielet budynku, nad którym wybuchła bomba, Dzwon Pokoju i Cenotaf/Grobowiec z Ogniem Pokoju), zaprojektowany przez słynnego architekta Kenzo Tange. Wśród tłumu zwiedzających dominują japońscy uczniowie. Dyrektor tej placówki Kenji Shiga (mającej też kontakt z muzeum w Oświęcimiu) powiedział nam wówczas, iż tylko do końca 1945 r. zginęło oraz zmarło wskutek choroby popromiennej ok. 240 tys. osób.

Korzystając z pobytu w Japonii na szczycie państw-członków tzw. Grupy 67 Barack Obama, jako pierwszy urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych, złożył, w towarzystwie premiera Shinzo Abe, dwugodzinną wizytę w Hiroszimie. Określił ją jako symbol pojednania i zbliżenia między dawnymi - od ataku na Pearl Harbor – wrogami. Ten gest należy oczywiście docenić, choć Obama (inaczej niż np. kanclerz Willy Brandt przed laty w Warszawie) nie przepraszał, a koncentrował się na uczczeniu pamięci niewinnych ofiar. Spotkał się też z grupą hibakusha, w tym z Shigesaku Mori, który przez lata badał losy amerykańskich więźniów, m.in. lotników zestrzelonych nad Japonią. Co ciekawe - według Japan Times - aż 78% hibakusha NIE życzy sobie takich przeprosin!

Kenzaburo Oe, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 1994 r., celnie zauważył, że obowiązująca od 1947 r. konstytucja japońska jest bardziej „konstytucją z Hiroszimy” niż „z Tokio”. Miał oczywiście na myśli to, iż została ona narzucona przez USA i m.in. zawiera słynny art. 9. - nie tylko potępiający wojnę, lecz akcentujący, że kraj ten „NIE będzie utrzymywał sił lądowych, morskich, czy powietrznych”. Ten zapis jest w ostatnich latach krytykowany przez niektóre ugrupowania polityczne Nipponu. Warto też zauważyć, iż od powrotu do władzy w 2012 r. rządu Liberalnych Demokratów wzrosły wydatki na obronę, uchylono wieloletni zakaz eksportu uzbrojenia i wprowadzono zmiany legislacyjne umożliwiające Siłom Samoobrony (bo taką nazwę nosi japońska armia) prowadzenie pewnych akcji zbrojnych (np. w ramach ONZ) za granicą. Jednak radykalna zmiana konstytucji nie jest praktycznie możliwa, gdyż wymagałaby ona większości 2/3 w obu izbach parlamentu oraz większości w referendum ogólnokrajowym.

W wielu państwach Azji pamięć o udziale armii japońskiej w II wojnie i tragicznych często skutkach jej działań jest wciąż żywa. Wystarczy wspomnieć Filipiny, Birmę, Koreę, czy Chiny. To ostatnie mocarstwo wciąż nie może doczekać się ekspiacji władz w Tokio z powodu masakr w Nankinie w 1937 r., których ofiary szacuje się nawet na ok. 300 tys. Stąd nie przypadkiem obecny szef dyplomacji chińskiej Wang Yi (nota bene były ambasador w Japonii) w dniu wizyty Obamy w Hiroszimie na to właśnie zwrócił uwagę.

Generalnie procesy pojednania w Azji Południowej i na Dalekim Wschodzie przebiegają z większymi trudnościami niż w Europie. Bywają oczywiście wyjątki i np. Japonia jest obecnie głównym inwestorem w Wietnamie. Warto też pamiętać, iż w konferencji w San Francisco we wrześniu 1951 r. z udziałem państw będących w stanie wojny z cesarstwem japońskim - 48 spośród nich podpisało traktat pokojowy, ale nie znalazł się wśród nich Związek Radziecki (podobnie Polska). Efektem tego jest np. trwający dotąd spór na linii Moskwa - Tokio o południowe Wyspy Kurylskie (według nomenklatury japońskiej - Terytoria Północne). Niektórzy historycy wyrażają nawet z tego powody opinię, że z prawnego punktu widzenia II wojna nie została jeszcze zakończona, lecz należy ją uznać za przesadną.

Prezydent Obama apelował w Hiroszimie o „świat bez broni nuklearnej”. Niedawno zwołał też w Waszyngtonie ważny szczyt w tej sprawie. Bodaj największych zwolenników ma wśród japońskich hibakusha. Wielu z nich twierdzi, iż w ogóle nie do przyjęcia jest taka sytuacja, że taka broń wciąż jeszcze istnieje. Chciałbym się mylić, ale będąc - jak mówią Amerykanie - „trzeźwym jak sędzia” (to be as sober as a judge) to mało prawdopodobne. Trzeba, a to jest realne, działać natomiast na rzecz znaczącej REDUKCJI arsenałów tej broni oraz przeciwdziałać jej proliferacji.


2016-05-28 00:57, Tadeusz Iwiński

Więcej informacji znajdziesz na Olsztyn24