Olsztyn24 - https://www.olsztyn24.com/
Notatki Olsztyńskie

Wernisaż wystawy malarstwa Marcina Kołpy (fot. Bernard Wawrzyniewicz - wszystkie)

Burzę oklasków wywołało na początku spotkania przedstawione przez artystę jego „olsztyńskie credo”: „Niedawno wybrałem się w podróż po Polsce i wtedy miałem możliwość porównania naszego miasta z innymi. Olsztyn zdecydowanie wyróżnia się na korzyść pod względem estetyki. To był pierwszy bodziec do pomysłu tego cyklu pasteli”. Olsztyński cykl Marcina Kołpy przedstawia pełne światła widoki miasta o różnych porach dnia, najczęściej albo o świcie, albo o zmierzchu. „Najbardziej fascynuje mnie pejzaż” - mówi artysta - „a obecna wystawa jest takim moim bardzo subiektywnym spojrzeniem na miasto, w którym - jak by nie było - spędziłem pół wieku. W tych pracach portretuję różne miejsca, które z różnych powodów wywołują we mniej jakiś sentyment. Daję wyraz swoim emocjom, przemyśleniom. Na przykład żaba, rzeźba, która stoi w jednym z parków, była pierwszym obiektem mojego obcowania ze sztuką, zwłaszcza w trzech wymiarach. Kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, podczas niedzielnych spacerów zawsze musiałem na tę żabę wejść.”

Kuratorem wystawy Kołpy jest Agnieszka Odrakiewicz, absolwentka Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, która obecnie, oprócz kontynuowania własnej pracy twórczej, zajmuje się w MOK organizacją wystaw: „Nie mogliśmy przegapić takiej ciekawej propozycji artystycznej. Bardzo rzadko mamy do czynienia z artystą olsztyńskim oraz z olsztyńską tematyką w twórczości plastycznej. Tutaj mamy swego rodzaju „kumulację”: artystę z Olsztyna, który tutaj mieszka i pracuje, poświęcając swoje życie dla kultury, jako konserwator w Muzeum Warmii i Mazur. A przy okazji jest utalentowanym malarzem, który potrafi przedstawić piękno naszego miasta”. Panią Agnieszkę szczególnie urzekł duży, pionowy obraz z widokiem przypominającym słynny paryski Montmartre: „To bardzo urokliwa praca, utrzymana w szarościach, mająca niesłychany klimat. Dumna jestem z tego, że to moje miasto. Nie będę zdradzać, który olsztyński kościół został tutaj przedstawiony, żeby nie odbierać państwu przyjemności odkrywania tego na własną rękę, podczas zwiedzania wystawy” - dodaje artystka z uśmiechem.

Na wernisażu obecni byli także inni członkowie olsztyńskiej bohemy. Krystyna Świątecka, wokalistka zespołu Czerwony Tulipan, przybyła tu nie tylko dlatego, że autor tych pełnych światła olsztyńskich pejzaży jest jej kuzynem: „Te pastele są bliskie mojemu sercu, tak samo, jak ich autor. Bardzo lubię nasze miasto, od dawna śpiewam przecież „Olsztyn Kocham”, i widzę, że Marcin kocha je tak samo, jak ja”.

„Znam Marcina od wielu lat i lubię jego sztukę” - mówi olsztyński historyk Aleksander Suhak - „Jest przyjemna. Jest świetlista. Jest radosna i wiosenna też. To takie bardzo ciepłe spojrzenie na miasto, w którym żyję. Widać, że autor lubi swoje miasto i swoje życie, bo wszystkie te obrazki są pełne światła. Zresztą pastel sprzyja takiemu spojrzeniu”.

Te pełne światła pejzaże Olsztyna komentuje też pani Agnieszka, olsztynianka w średnim wieku: „Świt i zmierzch to szczególne, wręcz „magiczne” pory doby, „zawieszone” pomiędzy nocą i dniem. Pan Marcin w szczególnie udany sposób potrafi wydobyć i pokazać na swoich obrazach to magiczne „coś”, co powoduje, że z taką pasją zagłębiamy się w kontemplację jego „Olsztyńskich Notatek”.

Andrzej Rzempołuch kierownik Działu Sztuki Dawnej Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, jest z wykształcenia historykiem sztuki, tym bardziej więc osobą uprawnioną do profesjonalnej oceny oglądanych właśnie w Galerii Amfilada prac: „Marcin realizuje się w takich dziedzinach, które mają długą tradycję - w tym przypadku mówimy o pejzażu oraz o technice malowania pastelem. Pastele były w użyciu już w XVI wieku. Robili to znakomicie np. Cranachowie. Potem pastel został trochę zapomniany z uwagi na trudność w utrwaleniu i potem przechowywaniu dzieła. Te obrazy się po prostu osypywały. W dzisiejszych czasach pastel wraca jednak do łask, ponieważ jest techniką szybką, efektowną, pozwala na ujęcie właśnie chwili, momentu - czego nie da się uczynić na przykład przy użyciu techniki olejnej.

Nie będę próbował mówić o Marcinie Kołpie, że jest impresjonistą w piątym, czy szóstym pokoleniu, bo impresjonizm już się skończył. Ale to właśnie impresjonizm wyprowadził sztukę, grafikę i malarstwo z akademizmu. Gdyby nie grupa francuskich malarzy w latach 70-tych, 80-tych XIX wieku, to nie wiem, co byśmy teraz oglądali. Oni wpadli na pomysł odrzucenia wszystkiego, co było tradycją, co było pewnym konwenansem, kanonem i zaczęli malować to, co widzieli i tak, jak im się chciało.

Na obrazach Marcina mamy dużo rzeczy, które są wynikiem obserwacji i przemyślenia, oraz wynikiem pewnego pośpiechu związanego z brakiem czasu. Można obraz tworzyć miesiącami czy nawet latami, a można machnąć na kartonie czy płótnie w pięć minut i też będzie to dzieło sztuki, tak samo ważne. To jest dużą umiejętnością Marcina Kołpy, że on, chociaż jest osobą dokładną i do wszystkiego podchodzi pieczołowicie, to jest jednak w stanie tę chwilę ulotną uchwycić i zapisać - oferując potem widzowi radość i przyjemność z obcowania z dziełem.”

Na zakończenie zapytałem jeszcze autora wystawy o jego „pastelowe” pasje. „Wszystko zaczęło się, kiedy miałem piętnaście lat” - mówi artysta. „W ówczesnym Domu Kultury przy ulicy Emilii Plater pani Danusia Turejko załatwiła po wielkich znajomościach ogromne pudło pasteli Rowneya, co za czasów PRL było po prostu ewenementem. I po tym pierwszym moim kontakcie z tą techniką, tak już zostało.”

Które z tych obrazów najbardziej Pan lubi?

„Wszystkie. Na przykład panorama magistrali kolejowej. Tu jeszcze dym unosi się z komina parowozu - obecnie odchodzącego już do historii modułu napędowego polskich pociągów. Pomysł namalowania tego obrazka podsunęła mi obserwacja małego chłopca, który usiłował przez jakąś niewielką pomiędzy blachami przystawionymi do balustrady na wiadukcie przy Placu Bema poobserwować przejeżdżający pociąg. Pomyślałem sobie wtedy, że za naszych czasów było to miejsce znacznie ciekawsze, ponieważ widok przejeżdżających pociągów był wtedy znacznie bardziej spektakularny”.

A co dalej? Czy nadal pastele, czy też planuje Pan poszerzenie spektrum swoich technik malarskich, poszukiwanie innych dróg wypowiedzi artystycznej?

„W zaciszu pracowni od pewnego czasu próbuję powrócić do techniki olejnej. Prędzej, czy później, zajmę się również tym”.


2017-01-27 13:39, Łukasz Czarnecki-Pacyński

Więcej informacji znajdziesz na Olsztyn24