Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
23:57 13 czerwca 2024 Imieniny: Antoniego, Lucjana
YouTube
Facebook

szukaj

R E K L A M A
Banner A
Newsroom24 Religia, wiara, kult
Ks. Marek Rybiński sdb | 2008-01-01 15:15 | Rozmiar tekstu: A A A

Pozdrowienia z Manouby (8)

Olsztyn24
Tunezja | Więcej zdjęć »

Prócz tych pięknych obrazków są zdarzenia mniej przyjemne. Ostatnio miałem okazję zwiedzać medinę, czyli stare miasto we współczesnym mieście. Zwiedzałem medinę w Tunisie, choć widziałem również piękne mediny w Susie i Monastirze. Oczywiście przewodnikiem był Negi. Kazał pilnować bacznie portfeli i telefonów, trzymać je z przodu. Udało się. Nic nam nie zginęło.

Ale innym razem, również z Tunezyjczykami, wybrałem się na zakupy. Wchodząc na bazar powiedziałem to, czego nauczył mnie Negi: pilnujcie swoich rzeczy! Towarzysze zakupów jednak zlekceważyli moje ostrzeżenia. - Nie zapominaj, że jesteśmy Tunezyjczykami - powiedzieli. No i stało się! Jednej osobie zarąbali portfel z pieniędzmi i dokumentami. Do dzisiaj ofiara kradzieży zastanawia się, jak kto było możliwe. Portfel przecież w tak pewnym miejscu był umieszczony.

Pisałem o rozmowach z Tunezyjczykami. W ich trakcie objawiały się różnice w podejściu do wielu spraw związanych z wiarą. Przyznam jednak, choć się tego nie spodziewałem, o wiele ciekawsze rozmowy czekały na mnie na Rekolekcjach w miejscu, które będę się trochę bał pokazać na zdjęciach. Dlaczego?

Zacznę wszystko od początku. Na rekolekcje wybrałem się z polskim księdzem, nie salezjaninem - Januszem, który pracuje w zwyczajnej parafii tunezyjskiej. Wspominałem już o tej parafii. To miejsce, gdzie co miesiąc odbywają się tzw. Msze św. dla Polaków. Janusz czekał na mnie na dworcu. Dojechałem tam taksówka. To niepozorne zdarzenie jest godne odnotowania - pierwszy raz zamówiłem taksówkę na ulicy i sam dojechałem do celu. Uważam to za wyczyn niebywały, gdyż mojej językowej konfrontacji ciągle się boję i nie wiedziałem czy zostanę dobrze zrozumiany, czy też ogołocony z kieszonkowego przez taksówkarza czującego obcokrajowca? Moje obawy nie były bezpodstawne, o czym miałem przekonać się jeszcze tego samego dnia.
R E K L A M A
Taksówka dojechała do dworca. Janusz kupił bilety. Wsiedliśmy do wagonu. Standard pociągu był po prostu wyśmienity. Co prawda wzięliśmy pierwszą klasę, ale to dlatego, że jej koszt wynosił 20 zł w przeliczeniu na złotówki. A przed nami były dwie godziny drogi. Pociągi tutaj są na ropę, więc pewnie to jest przyczyna niskich cen biletów.

Dojechaliśmy prawie do Monastiru - miejsca naszych rekolekcji. Na dworcu w Soussie musieliśmy wziąć kolejną taksówkę. I tutaj niespodzianka. Już w czasie jazdy taksówkarz zażądał od nas po 10 euro od osoby. Dobrze, że Janusz poprzedniego roku roku był już w Monastirze na rekolekcjach i dobrze wiedział, że podróż kosztuje 8 dinarów (16 zł) i potrafił udowodnić taksówkarzowi, że my „nie w ciemię bici”. Ostatecznie taksówkarz wziął tylko tyle, ile powinien. Ale o mały włos...

Dojechaliśmy. Gdy wszedłem na posesję hotelu gdzie miały odbywać się rekolekcje - oniemiałem. Na około porządek, budynki porterowe, wyglądające jak prawdziwe pustynne chatki, bardzo dobrze utrzymane, piękne pawilony i kawiarnie, basen z tyłu za recepcją a za basenem morze. Obrazki jakie znałem tylko z przewodników dla turystów tutaj urealniły się. W tym momencie przypomniałem sobie o różnych aferach polegających na tym, że biednych turystów wysyłano w miejsca, które na zdjęciach wyglądały ślicznie, w rzeczywistości okazywały się jednak lichymi i biednymi falsyfikatami. Tutaj nikt nie mógłby zarzucić kłamstwa zdjęciom i być niezadowolonym ze standardu miejsca, jakie nasz biskup wybrał na rekolekcje dla wszystkich księży pracujących w Tunezji.

Głupio się czułem do momentu, gdy dowiedziałem się, że to miejsce nie jest drogie, a szefem tego miejsca jest przyjaciel biskupa, który potraktował nas ulgowo i stąd taki wybór.

Dodać również należy, że to miejsce powstało (nie rozumiem tego do końca) ze składek emerytów francuskich i służy jako ośrodek wypoczynkowy raczej dla biedniejszych Francuzów, którzy nie mogą sobie pozwolić na większe wygody. Rzeczywiście, starszych ludzi było tu bardzo dużo.

No, to nieźle. A ja sądziłem po pierwszej inspekcji, że znajduję się w kurorcie. Zresztą tego wrażenia nie pozbyłem się do dzisiaj.

Po rozlokowaniu się spotkałem księży. Po kilku dniach mogłem wyróżnić dwie grupy: starsi „wyjadacze”, którzy żyją i pracują w Tunezji lub w krajach arabskich od 40 czy 50 lat, przeważnie Francuzi i Belgowie, oraz młodsi księża, reprezentujący pozostałe narodowości. W tych grupach przebiegała również linia i wyraźny podział na obraz kościoła w konfrontacji z kulturą muzułmańską.

Nie będę przytaczał dyskusji jakie były prowadzone. Powiem tylko, że były to dla mnie tematy odkrywcze. Być może też bardzo interesujące dla Kongregacji do spraw Wiary w Rzymie. I to niech wystarczy za cały komentarz. Były to rozmowy o wiele bardziej zaskakujące po ostatecznych konkluzjach niż przytaczane wcześniej rozmowy o sprawach wiary z Tunezyjczykami. Jedno jest pewne, po tych rozmowach młody kapłan, który trzy lata temu wyszedł z seminarium, gdzie miał kontakt z teologią najbardziej zgodną ze współczesną myślą Kościoła, mógł mieć przez moment małe problemy wewnętrzne. Jednak czas rekolekcji to czas modlitwy, która wyprostowała i znów wlała wiele pokoju w serce - tak młode i niedoświadczone serce.

Jak może już wspomniałem, w Tunezji nie stanowimy jedynej wspólnoty salezjańskiej. Są też siostry salezjanki. Pozdrowienia dla nich przywiozłem z samego Paryża. Tam niedaleko kościoła salezjańskiego, jest dom sióstr salezjanek opiekujących się placówką w Tunezji. Pozdrowienia, które przywiozłem mogłem przekazać przy okazji przyjazdu naszego przełożonego regionalnego ks. Alberta. Przyjechał on podziękować za współpracę, gdyż właśnie mijał okres 12 lat posługi jaką pełnił jako radca regionalny do spraw Europy środkowej i wschodniej! Nieźle to brzmi. Bo co taki człowiek robi w Tunezji?

Jeśli niezbyt dobrze wytłumaczyłem we wcześniejszych listach, poprawię się teraz. Tunezja leży niedaleko Malty i tutaj nasza wspólnota ma swojego zwierzchnika oddelegowanego przez Inspektora Irlandzkiego, który jest również Inspektorem Malty. Tak jak niegdyś Zambia została przydzielona Polsce do opieki i posługi, tak Malta Irlandii. I, jako że Irlandia jest pod wpływami radcy regionalnego ks. Alberta, przyjechał on również do nas. Ale w moim życiu od strony zwierzchnictwa nic się nie zmieniło, bo i w Polsce i w Tunezji mam tego samego przełożonego.

Niezbadane są drogi Pana. Zatem ks. Albert przyjeżdżając podziękować nam za współpracę, pragnął spotkać się z siostrami Salezjankami i wyrazić im swoją wdzięczność, zwłaszcza, że jedna z sióstr tam pracujących, Belgijka (tak dla jasności ks. Albert jest Belgiem) jest jego starą kumpelą. To również stanowiło dobrą okazję do spotkania. Zabrałem się z nim i ja i mój dyrektor. W powrotnej drodze prowadziłem nawet samochód z tak arcyważnym gościem.

Piszę o tej wizycie z ks. Albertem w Menzel Burgiba z jednej ważnej przyczyny: jeśli ktoś pamięta wcześniejszy mój list, pisałem w nim, że Tunezja nie jest biedna tylko zaniedbana. Poruszałem się wówczas po Tunisie i poważniejszych przybrzeżnych miasteczkach. Byłem co prawda raz w głębi kraju, ale prowadziła tam autostrada. Pewnie to sprawiło, że tamte regiony były dobrze utrzymane i nie sprawiały wrażenia biednych. Natomiast już sama droga do Menzel Burgiba, jak również obraz centrum miasta-wioski, to widok na długo pozostający w pamięci. Droga była pełna dziur. Momentami sądziłem, że zgubimy koła. A centrum? Jakby o tym miejscu wszyscy zapomnieli! Takiego nieporządku, delikatnie mówiąc, nie widziałem jeszcze nigdy. Pewnie w głębi Afryki jest gorzej? Ktoś powie, że niewiele w życiu widziałem, ale co widziałem, to fakt. Wydawało mi się, że jak kiedyś byłem w Albanii, to drogi były biedne i widziałem naprawdę biedne zakątki świata. Ale tutaj było naprawdę bardzo biednie. W takim właśnie miejscu pracują siostry salezjanki, których szkoła stanowi oazę czystości i schludności. Jakby się wjeżdżało w zupełnie inną krainę! Nie chodzi o to, że u sióstr jest bogato. Z tego co zauważyłem, żyją bardzo skromnie. I szkoła też wymaga wielu prac, ale o bogactwie tego miejsca stanowi czystość i poukładanie wszystkiego. Też jest biednie, ale czysto i schludnie. I ta czystość czyni kontrast, który rzuca się w oczy.

Docierając do domu salezjanek miałem okazję zaobserwować, że miasto Minzel Burgiba składa się z dwóch części, jedną stanowią domy typowo arabskie, drugą jakby europejskie bloki mieszkalne. W tej drugiej części był kościół zamieniony na bibliotekę i szkoła sióstr. Okazało się w późniejszej rozmowie, iż rzeczywiście to miejsce było niegdyś miasteczkiem zbudowanym i zamieszkałym przez Francuzów. Szkoła, kościół, domy - to wszystko ich robota. Teraz wszystko, szczególnie domy, są w fazie ostatecznej dewastacji, skromnie przypominają dawną historię tego miejsca.

Zatem teraz chyba bardziej mogę uwierzyć np. moim wujkom, którzy przed moim wyjazdem do Tunezji uprzedzali, co mogę tutaj spotkać czerpiąc ze swojego turystyczno-wojskowego doświadczenia. Jeden z nich spędził kilka lat w służbie wojskowej w Syrii, drugi będąc wojskowym odwiedził ten kraj turystycznie chyba dwa razy. Mówili mi o tym, że są tutaj miejsca biedne. Gdy przyjechałem do Tunezji nie chciałem w to wszystko uwierzyć. Teraz jednak, po dwóch miesiącach pobytu, odkrywam miejsca, o których wspominali. Choćby te w Menzel Burgiba, które wydają się zapomnianymi przez świat zakątkami.

Ale Menzel Burgiba, to oczywiście nie cała prawda o Tunezji. Nie ma przecież miejsc na świecie, gdzie wszystko jest doskonałe. I przez to Tunezja wydaje się tak niesamowicie urocza i piękna. Właśnie przez te kontrasty, przez to wielkie ubóstwo, które jest sąsiadem bujnego piękna. Tak, jak z tutejszymi kobietami. W zabitej deskami wiosce można spotkać tak śliczne twarze kobiece, że człowiek skłonny jest pomyśleć, że anioły robią sobie przerwę na ziemi. Bo gdy po wizycie w Menzel Burgiba zajedzie się do Sidi Boudsaid, to po prostu piękno tego miejsca, budynków, zieleni i panorama morza dech w piersiach zapiera. Takiego wrażenia nie zrobiły na mnie nawet śliczne zakątki Włoch czy Francji, jak to śliczne Tunezyjskie miasteczko Sidi Boudsaid. Po prostu śliczne.

I w Sidi Boudsaid nie obyło się bez niespodzianek. Pierwsza, to gdy robiłem zdjęcie morza z tarasu restauracji zażądano ode mnie pieniędzy. Udałem głupiego i mimo, że zdesperowany kelner szedł przy mnie i nawet coś mówił po francusku, ja poszedłem dalej zostawiając go niepocieszonego. Zapytałem potem Negiego - nie mieli prawa żądać pieniędzy. Zresztą, tutaj Arab może zrobić pieniądze na wszystkim. My, Europejczycy, nie potrafimy jednak robić interesów.

Drugi mały incydencik zaistniał również w momencie, gdy robiłem zdjęcia. Najpierw skierowałem aparat na cmentarz. Cyk - piękne zdjęcie. Potem na drogę obok cmentarza... i wtedy jakiś człowiek zaczął krzyczeć i biec w moim kierunku. Odwróciłem się, nie zrobiwszy zdjęcia. I szedłem tak, jak w przypadku kelnera. Człowiek przestał mnie gonić. Jednak po kilku sekundach zjawili się przy mnie dwaj inni panowie. Jeden koleś ze słuchawką w uchu, który jednym ruchem swojej pięści przeniósłby mnie na tamten świat oraz inny, bardzo elegancko ubrany. Ten ostatni zaczął miło ze mną rozmawiać, przedstawiając się jako policjant. Przez całą rozmowę sądziłem, że chodziło im o cmentarz. Pamiętam, że kiedyś w Paryżu zrobiłem zdjęcie meczetu. I wtedy wyleciał muzułmanin i zabronił mi tego robić. Pomyślałem, że może mają jakieś zasady, że takich miejsc się nie fotografuje. Tak, jak w filmie Krzysztofa Zanussiego „Imperatyw” nie można było kręcić filmu w świątyni prawosławnej ze względu na sacrum miejsca, tak może i muzułmanie mają coś podobnego. Pod koniec rozmowy policjant kazał wykasować z aparatu zdjęcie cmentarza, co musiałem uczynić przy nim. Grzecznie mi podziękował. Potem jednak Negi mi wyjaśnił, że to co znalazło się na drugim planie zdjęcia to posiadłość prezydencka, a na cmentarzu mieściły się punkty obserwacyjne chroniące tę posiadłość. Przy moim szczęściu następnym razem chyba zupełnie przypadkiem wyląduję w więzieniu... (cdn)

Z D J Ę C I A
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Podobne artykuły
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
R E K L A M A
Banner F
Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.