Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
03:29 07 maja 2024 Imieniny: Gizeli, Benedykta
YouTube
Facebook

szukaj

R E K L A M A
Banner A
Newsroom24 Rozmowy, wywiady
Marek Książek | 2008-04-19 13:58:57 | Rozmiar tekstu: A A A

PIOTR RUBIK: Staram się ciekawie żyć

Olsztyn24
Piotr Rubik

Z Piotrem Rubikiem, kompozytorem, rozmawia Marek Książek

- Był Pan ostatnio na występach w Ameryce. Z całym zespołem?

- Byłem z solistami i chórem z Polski, a na miejscu dołączyli do nas amerykańscy muzycy z trzech różnych orkiestr, a także chóry polonijne z Toronto i Chicago. Na każdym koncercie było więc w sumie 65 Kanadyjczyków i Amerykanów, oni nie znali ani słowa po polsku, ale chłonęli tę energię, znakomicie wyczuwali muzykę. Myśmy strasznie się tym wszystkim cieszyli, ponieważ wyszło to wspaniale, przede wszystkim pod względem brzmieniowym - trochę jak na amerykańskim filmie. Najważniejsze, że publiczność bardzo dobrze odebrała nasz występ, a na ostatnim koncercie w Chicago mieliśmy ponad 4 tys. osób w olbrzymiej sali nad jez. Michigan. Wcześniej graliśmy w bazylice św. Jacka, dwa razy w New Jersey i w Toronto.

- Słuchała was publiczność polonijna?
R E K L A M A
- To zależało od sali. Na przykład w kościele była głównie publiczność polonijna, natomiast w salach koncertowych - mieszana, choć przeważali nasi rodacy. A że zrobiliśmy wrażenie, świadczy piękny list, jaki dostaliśmy od gubernatora stanu Ilinois i od władz stanu New Jersey, które nam dziękowały za występ. Mnie ciężko o tym mówić, ale Amerykanom ta muzyka podoba się bardzo i będziemy chcieli przetłumaczyć im teksty, żeby wiedzieli, o czym soliści śpiewają.

- Pamiętam Pana sprzed kilku lat z kręconymi loczkami na głowie podczas „Szansy na sukces”. A potem nastąpił ten niezwykły wybuch popularności i Pan stał się takim frontmenem. To była jakaś celowa akcja promocyjna czy może przypadek?

- Trochę przypadek, choć ruchem zaplanowanym było to, by dyrygować swoimi utworami i mieć na to wpływ do końca jako kompozytor. Stając się dyrygentem siłą rzeczy stałem się frontmenem, ponieważ wzrok publiczności jest na nim skupiony i on narzuca cały klimat utworu. W związku z tym ludzie skojarzyli sobie twarz z muzyką, którą wcześniej znali i może dzięki temu nastąpił ten wybuch. Natomiast pewne zmiany wizerunku wyszły trochę przypadkiem, bo robiłem je prywatnie.

- Te słynne włosy też wyszły takie przypadkiem, gdy Pan był u fryzjera?

- Tak, po prostu fryzjer zaproponował, aby spróbować zrobić blond, a ja się zgodziłem. Potem je tylko zapuściłem, bo najpierw były krótkie.

- Od dziecka wchłaniał Pan muzykę, uczył się gry na wiolonczeli i był przygotowywany do roli muzyka. Osiągnął Pan to, co sobie wymarzył, czy może nadal czuje niedosyt?

- Taki sukces nie przychodzi znienacka, bo na dzisiejszą pozycję pracowałem ponad 25 lat i od początku wiedziałem, że chcę pisać muzykę, chcę się nią zajmować, dyrygować. Całe życie podporządkowałem temu, by być lepszym w tym, co robię i na pewno w jakiś sposób czuję się spełniony. Ale zdaję sobie sprawę, że jeszcze wiele jest przede mną i nie mogą spoczywać na laurach.

- Ale na drodze do szczytów potrzebna była nie tylko ciężka praca, ale przede wszystkim talent, ta „iskra boża”. Zawsze mnie frapowało, w jakich okolicznościach lęgnie się muzyka w głowach kompozytorów? W kościele, w samochodzie, na spacerze z piękną dziewczyną, np. ze swoją narzeczoną Agatą?

- Nie ma na to reguł, bo muzyka nie przychodzi do mnie wszędzie. Nie ma takich sytuacji, że patrzę na coś i piszę muzykę. Staram się po prostu ciekawie żyć, chłonąć każdą chwilę i jak siadam do fortepianu, wtedy ta muzyka zwykle się pojawia w głowie. Najlepiej mi się komponuje właśnie przy instrumencie, ale nie ma tak, że siadam i piszę nutka po nutce. Tylko staram się być otwarty na to co do mnie dociera i wtedy te melodie do mnie przychodzą. Ale tak dokładnie nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje.

- Można jednak powiedzieć, że muzyka jest odbiciem przeżyć autora?

- Na pewno w grę wchodzą uczucia i emocje, bo wszystko trzeba przeżyć.

- Różnie oceniana jest Pańska muzyka, niektórzy starają się ją zdyskredytować nazywając np. sacro polo. A jak Pan sam ją określi?

- Ja bym tego nie klasyfikował, bo muzyka jest po to, by ją przeżywać i słuchać lub nie słuchać. Nie ma sensu rozkładać jej na czynniki pierwsze i wkładać ją do jakiejś szufladki. Dla mnie muzyka zawsze była naznaczona uczuciami, emocjami, wzruszeniami. Wiadomo, że jest podział na gatunki muzyczne, ale nie wiem, czy dotyczy on mojej muzyki, ponieważ ja się poruszam w różnych jej odmianach. Niektóre utwory są bardziej popowe, inne literackie, a kolejne bardziej rockowe czy jazzowe. Sądzę, że można ją po prostu nazwać muzyką Rubika.

- Apropos nazwiska - Pan spotkał się z węgierskim wynalazcą kostki Rubika?

- Niestety nie, nie miałem tej przyjemności. Koligacji też raczej między nami nie ma, a jego spadkobiercą na pewno nie jestem (śmiech).

- Na Pańskiej drodze do obecnej popularności i sławy były róże i kolce. Można chyba powiedzieć, że nie miał Pan szczęścia do menadżerów, o czym świadczy świeże jeszcze rozstanie z Katarzyną Kanclerz.

- Każdy popełnia w życiu jakieś błędy. Ważne, żeby się na nich uczyć. Mam nadzieję, że dotychczasowe doświadczenia zaowocują w przyszłości i nie będę tych błędów już popełniał. Ale tak czasami bywa, jeśli człowiek żyje muzyką i ma głowę w chmurach, to inni czasami mogą to łatwo wykorzystać.

- Poszło między wami o pieniądze, jak można wyczytać w kolorowych pisemkach?

- Zawsze najłatwiej tak powiedzieć i w ten sposób chce się mnie zdyskredytować, bo pieniądze ludzi najbardziej drażnią. Natomiast ja nie chcę prowadzić dyskusji w mediach. Powtarzam: wypowiedziałem umowę z tą panią z bardzo ważnych przyczyn i to był w ogóle mój błąd, że zacząłem z nią współpracę. Ale się do tego błędu przyznaję.

- Ale wróćmy do sytuacji sprzed roku, kiedy Pana pierwsi soliści i autor tekstów Zbigniew Książek odeszli tuż przed koncertami w Elblągu i Olsztynie?

- Tak, ale to było dawno i nie chcę do tego wracać.

- Musiał się Pan czuć nieswojo występując wtedy pierwszy raz jako solista?

- Było to dla mnie strasznie stresujące, bo nie jest łatwo wyjść przed tak liczną publiczność i powiedzieć, że jestem sam. Ale się udało, jest bardzo wdzięczny słuchaczom z Elbląga i Olsztyna za wsparcie, które wówczas otrzymałem. Naprawdę to było dla mnie ważne i bardzo im za to dziękuję. W związku z tym mam w tym roku dla nich niespodziankę: wyjątkowo wystąpię w Elblągu i Olsztynie z całym zespołem (śmiech).

- Liczy Pan na równie gorące przyjęcie?

- Mam nadzieję, bo „Habitat” jest takim utworem żywiołowym, o czym świadczyła reakcja publiczności w Tarnowie i Gorzowie Wielkopolskim, gdzie był wystawiany. Dlatego liczę, że w tutaj słuchacze złapią ten klimat i będą się dobrze bawić.

- „Habitat” to oratorium skomponowane z okazji 750-lecia Gorzowa, czyli na zamówienie, za pieniądze...

- To nie jest przejaw naszych czasów, bo tak kompozytorzy postępowali od wieków. Duże przedsięwzięcia muzyczne są niezwykle kosztowne i mogły kiedyś powstawać dzięki mecenatowi królów, książąt, a teraz np. władz miasta. Dzięki gorzowianom mogliśmy po raz pierwszy wystawić „Habitat” i choć był pisany dla Gorzowa, jest to utwór uniwersalny. I wierzę, że będzie się podobać ludziom w różnych miastach.

- Pan tworzy nie tylko utwory na chór i orkiestrę, ale także muzykę filmową i nawet swego czasu doskonalił warsztat w szkole mistrza Ennio Morricone w Sienie. Z jakiego powodu tak niedużo Pańskiej tej muzyki w filmach?

- Z braku filmów. W Polsce jest mało takich filmów, do których można stworzyć taką muzykę dosyć szeroką, symfoniczną. Czekam więc na okazję, żeby zrobić taki film za granicą.

- Przejdźmy do codziennych tematów. Podobno ma Pan słabość do szybkich samochodów i do wyprzedzania innych, jak wyczytałem? Pan jest dobrym kierowcą?

- Nie wydaje mi się. Trzeba mieć o sobie pojęcie, że jest się bardzo średnim kierowcą i trzeba tak postępować, jak właśnie kierowca o średnich umiejętnościach. To znaczy rozsądnie zachowywać się na drodze i bardzo uważać. Zawsze powtarzam, że nie można wierzyć we wszystko, co się czyta, bo artykuły w prasie kolorowej o mnie to zazwyczaj fantazja. Jeśli o słabości do samochodów mowa, to nie chodzi o ich szybkość, ale o to, że mam słabość do samochodów, które mi się podobają. A że na ogół są szybkie, to jest ich dodatkowy walor.

- No, ale lubi się Pan ścigać na szosie, poza miastem?

- Nie, nie lubię, ponieważ takie wyścigi są bardzo niebezpieczne.

- Ze względu na drogi czy brak umiejętności kierowców?

Ze względu na drogi i na ludzi. Bo żeby się ścigać, trzeba być mistrzem kierownicy, niekoniecznie nawet takim, jak Robert Kubica czy Krzysztof Hołowczyc. A ja jestem kompozytorem a nie rajdowcem.

- A na przykład podczas tras koncertowych w Ameryce jeździł Pan po tamtejszych autostradach czy gdzieś na bezdrożach?

- Troszeczkę, ale tam się jeździ bardzo wolno. Tam przepisy ruchu drogowego są pilnowane bardzo restrykcyjnie i nie można sobie poszaleć na drodze, ponieważ kończy to się mandatem i wielkimi kłopotami. Natomiast są tam drogi wielopasmowe i jeśli kogoś trzeba wyprzedzić, można to zrobić spokojnie i nie trzeba wariować, jak dzieje się u nas.

- A jak to było z tym BMW za 500 tys. zł, które rzekomo dostał Pan w prezencie, jak wyczytałem w kolorowej prasie, ale taka też do ludzi dociera?

- Takim wozem faktycznie jeżdżę, ale reszta to czysta fantazja!

- Rozumiem, że BMW to dobry wóz, a poprzednio czym Pan jeździł? Może motorem?

- Wcześniej jeździłem Subaru Imprezą, natomiast co do motocykli, to były różne: do niedawna jeździłem Hondą CBR 1000RR, a teraz mam dużą, turystyczną Hondę ST 1300A.

- I co, bierze Pan swoją narzeczoną, Agatę Paskudzką, na motocykl i jedziecie gdzieś w nieznane?

- Oczywiście, jeśli tylko mam czas, bo to jest naprawdę wspaniały relaks, bardzo przyjemna sprawa.

- Niebawem, bo już 3 września obchodzi Pan 40. urodziny. Skomponuje Pan na swoją cześć jakieś oratorium albo chociaż kantatę?

- Nie, bez przesady... Nie wiem nawet, jak tę rocznice będę obchodził. Zastanowię się, kiedy przyjdzie na to czas. Na razie jestem bardzo zajęty, ale na pewno ten jubileusz uczczę jakąś imprezą.

- Nie odmówię sobie pytania o swego imiennika: ze Zbigniewem Książkiem utrzymuje Pan kontakty po rozstaniu rok temu?

- W tej chwili nie. Myślę, że czasami zmiana pewnych układów twórczych też jest twórcza i to dla obu stron. Tak się ułożyło i tak na razie jest. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, ale nie dorabiam do tego żadnej ideologii.

Rozmawiał Marek Książek

******

Piotr Rubik z całym zespołem wystąpi 9 maja w olsztyńskiej Uranii, gdzie wystawi oratorium „Habitat”

REKLAMA W OLSZTYN24ico
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
R E K L A M A
Banner F
Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.