Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
16:52 06 maja 2024 Imieniny: Filipa, Judyty
YouTube
Facebook

szukaj

R E K L A M A
Banner A
Newsroom24 Rozmowy, wywiady
Marek Książek | 2008-04-24 13:37 | Rozmiar tekstu: A A A

Polski Włoch ze wspólnej Europy

Olsztyn24
Paolo Cozza na tle olsztyńskiego ratusza (foto: MK)

Marek Książek rozmawia z Paolo Cozza, popularnym bohaterem programu TVP „Europa da się lubić”

- Pewnie Pan już odpowiadał na to dziesiątki razy, ale warto chyba przypomnieć, jak się Pan znalazł w naszym kraju?

- Któregoś dnia w 1992 roku ktoś mi opowiadał we Włoszech, że w Polsce są żubry...

- A pan wiedział, co to są żubry?
R E K L A M A
- No, bizony, po włosku - bizonty. Myślałem, że ten znajomy za dużo wypił i coś wymyśla, ale to mnie tak zaintrygowało, że na drugi dzień zadzwoniłem z tym do kumpla. A że Polska nie tak daleko, bo w Europie, więc kolega mówi: „Dobra, jedziemy, zobaczymy”. I parę dni później już jechaliśmy do Białowieży, a po drodze na pierwszy nocleg zatrzymaliśmy się w Olsztynie. Bardzo ładne miasto. Wkrótce w Białowieży zobaczyliśmy żubry, ale w zagrodzie. A my chcieliśmy się pochwalić przed kolegami, jacy z nas odważni ludzie i jak ciągamy za ogon żubry, które chodzą na wolności. No to takie zdjęcia sobie zrobiliśmy...

- A potem wróciliście do Mediolanu, gdzie mieszkaliście?

- Wróciliśmy, ale już w Polsce poznaliśmy trochę ludzi, była już sympatia, ale ze względu na barierę językową nie mogliśmy się bliżej poznać. Włosi nadrabiają to gestykulacją i gitarą, ale mnie intrygowało, co Polacy mają w głowie i jak żyją w tym kraju. No i w najbliższe wakacje tu wróciliśmy. Wylądowaliśmy w Iławie, bo akurat ci znajomi stamtąd pochodzili. Ja lubię raczej ciepłe morza, ale to była dla nas egzotyka; tyle tysięcy jezior w tak małym rejonie!

- Wtedy zaczął się Pan uczyć polskiego?

- Tak, nauczyłem się paru słów: piwo, kiełbasa (śmiech). Zapamiętałem kiełbasę, bo ją jadłem, ale nie mogłem trawić. Kilka dni mi w brzuchu jeździła... Potem do Polski wracałem wielokrotnie i na stałe zostałem w 1995 roku.

- Miał Pan jakiś punkt zaczepienia, żeby u kogoś zamieszkać?

- Nie, to była spontaniczna decyzja, nie związana z niczym. Dobrze się tu czułem, a kraj był na takim etapie, że się rozwijał i to było dla mnie wyzwanie. To była trochę zwariowana decyzja, bo we Włoszech nie zdałem jeszcze końcowego egzaminu na prawnika i dopiero zrobiłem to w Polsce. Ale byłem kawalerem, mama rozumiała mnie, więc mogłem zacząć tutaj nowe życie.

- Dziś można powiedzieć, że wygrał Pan los na loterii, bo pewnie we Włoszech nie byłby Pan gwiazdą medialną, nie udzielałby wywiadów...

- Medialny jestem dopiero od czterech lat, a mieszkam tu już 13. Założyłem firmę, normalnie pracuję, otworzyły się nowe perspektywy. Zaangażowałem się tu całym sercem, dobrze się integruję, tyle od siebie dawałem, to i trochę od Polski się należy, no nie? Tak w życiu jest. Tutaj pełno mieszka obcokrajowców, ale ciągle narzekają, że mają inaczej niż u siebie. W Polsce można się czuć jak w domu tylko wtedy, gdy nie oczekujemy, że kraj dopasuje się do naszych przyzwyczajeń, ale że ty będziesz wiedział i rozumiał, gdzie jesteś?

- Po trzynastu latach poznał Pan nasz charakter? Jest zbliżony do włoskiego?

- Bardzo zbliżony, dlatego tak mi się podoba. Tylko Polacy nie są aż tak bezczelni jak Włosi!

- ???

- Jesteście bardziej naiwni i za mało się doceniacie w porównaniu do Włocha. Bo my to Imperium, Roma, zawsze od tego zaczynamy. A wy skromnie i ta skromność jest już za duża. Nie potraficie się sprzedać. Na przykład taki region jak Mazury... Gdyby Włosi mieli coś takiego, to by taka tu była promocja i reklama, że wszyscy turyści by zjechali, żeby zobaczyć te wszystkie cuda natury. A tu cicho siedzą, nie doceniają, nie zainwestują... Ja na przykład doznałem szoku, kiedy mój tata i siostra byli pierwszy raz u mnie w Warszawie. A że był okres zimowy, świąteczny, zawiozłem ich do Wilanowa. A tam pałac nieczynny, bo nie mają pieniędzy na ogrzewanie! To mnie się nie mieści w głowie! A tam taka pani sprzątaczka patrzy na mnie, jakby pytała: „Co chcesz, człowieku, przecież zima!”

- No to faktycznie wstyd, bo to piękny pałac i jest co w nim oglądać. Gdyby wtedy był Pan tak popularny, jak teraz, może by otworzyli... Ale właśnie, jak stał się Pan jednym z najbardziej znanych i lubianych bohaterów programu „Europa da się lubić”?

- Polska miała wtedy wstąpić do Unii Europejskiej i Telewizja Polska szykowała o tym program. Szukali obcokrajowców, zgłosili się do ambasady włoskiej, czy są w Polsce Włosi, co znają jako tako język polski. A Włosi mają talent do nie mówienia w żadnym obcym języku. Sporo ich mieszka w Polsce, ale żeby mówić po polsku to już mniej. Akurat producent zadzwonił do mojego kolegi, z którym mieliśmy zespół muzyczny i który zrozumiał, że jedziemy na koncert. 20 lat mieszka w Polsce i nie pojął, że chodzi o program w telewizji. Ja się dziwiłem nawet, że o jedenastej rano mamy śpiewać... Dopiero na miejscu się dowiedziałem, że mają zamiar robić taki program. Miał być najpierw tylko pół roku, do referendum, a trwa już cztery lata...

- Pan opowiada w nim o swoim kraju, do którego my wpadamy przy okazji pielgrzymek do Watykanu, wycieczki do Wenecji czy na wczasy nad Adriatyk. Zwykle jedziemy tam autostradą, a czy boczne drogi są równie wygodne?

- Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, więc muszą być wygodne (śmiech). Nie będę mówić o tych historycznych, zachowanych do dzisiaj. Ale od dziecka pamiętam, że już mieliśmy autostrady. Może to jest związane z tym, że FIAT, nasz wielki koncern wymagał, żeby najpierw były dobre drogi, bo inaczej samochody nie będą się sprzedawać. Ale nie ma tak słodko: za autostrady trzeba płacić, paliwo jest chyba najdroższe w Europie, ale jeździ się szybko i wygodnie. Ja nawet przy okazji promocji swojej książki kucharskiej opowiadałem, że jak Włoch powie, że jedzie 200 km na lazanię do Bolonii, to jest półtorej godziny albo mniej, jadąc 180 na godzinę. Albo jedzie się potańczyć 350 km do Rimini... A wyobraźmy sobie, że mówimy w Olsztynie, żeby wyskoczyć na pierogi do Warszawy? Ale mówią, że na Euro 2012 drogi będą tu jak w Italii. Zobaczymy....

- Program „Europa da się lubić” długo jeszcze potrwa?

- Nie wiem, według plotek już niedługo. Ale ja sam nie rezygnuję. To nie jest tak, że mamy stałe umowy. Najpierw ustalają temat programu i się zastanawiają, kto może wystąpić. Czy dalszy byt programu nie od nas zależy.

- A oprócz tych występów co Pan robi na co dzień?

- Ciężko pracuję. Mam firmę motoryzacyjną. Importuję akcesoria do samochodów z Włoch i sprzedaję do sieci marketów w Polsce.

- Podobno to Pan podaje żonie śniadanie do łóżka?

- To jest dobra propaganda. Tak trzeba. We Włoszech żaden macho do tego się nie przyzna, ale wiem, że wielu robi to samo co ja.

Marek Książek

Paolo Cozza, urodzony pod znakiem Lwa w 1963 roku, bohater programu TVP2 „Europa da się lubić”, żonaty z Polką, Iwoną, mają 10-miesięcznego synka Valentino. Fan piłki nożnej, kibic Interu Mediolan. W kawiarni literackiej olsztyńskiego Centrum Książki promował swoją książkę „Europa w kuchni”

REKLAMA W OLSZTYN24ico
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
R E K L A M A
Banner F
Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.