Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
03:49 21 lipca 2025 Imieniny: Danieli, Andrzeja
YouTube
Facebook

szukaj

Newsroom24 Sztuka teatralna
Jerzy Szczudlik | 2025-05-10 13:03 | Rozmiar tekstu: A A A

„Mewa” – symbol wolności

Olsztyn24
Spektakl „Mewa” w Teatrze Jaracza

Zacznę od Pierrota, znakomicie zagranego przez Aleksandrę Kolan. Ta skądinąd znana z commedii dell’arte postać, symbolizująca nieodwzajemnioną miłość, tęsknotę i poszukiwanie sensu życia, a także ukrywania prawdziwych uczuć i poglądów pod maską, w przedstawieniu „Mewa” w reżyserii Igora Gorzkowskiego symbolizuje czas. Ten dramat Czechowa jest m. in. o przemijaniu, czas gra zatem główną rolę. Ale czy koniecznie musiał zostać spersonifikowany? Czy musiał być obserwatorem zmagań bohaterów dramatu? Przecież byliśmy my – widzowie premiery w teatrze Jaracza. Przyszliśmy z naszym własnym życiem, niespełnionymi marzeniami, miłością bez wzajemności, pretensjami do całego świata i najbliższych, a więc w pełni gotowi, by ten ogólnoludzki i ponadczasowy spektakl obejrzeć w maskach publiczności.

Jeśli zgadzamy się w sprawie ponadczasowości, to przenosiny akcji w czasy nam współczesne da się łatwo wytłumaczyć, lecz w pełni zrozumiałe byłoby też pozostawienie jej w końcówce XIX wieku. Bo wiejskie życie wydaje się niezmiennie mieszczuchom nudne i do wytrzymania tylko podczas krótkiej kanikuły, a miasto pozostaje dla wieśniaków wymarzonym rajem. Tylko jak wszystkie klasyczne dramaty ogołocimy z przeszłości i z kostiumów, to damy odbiorcom, w szczególności młodym, do zrozumienia, że wszystko musi się dziać w teraźniejszości, a uniwersalność to tu i teraz. Ja pamiętam dawne inscenizacje, które wymuszały na mnie powiązania genialnego tekstu z moim własnym życiem, samodzielnego usytuowania opowieści Czechowa w otaczającym mnie świecie. Żeby było jasne, nie mam za złe znanemu z wielu wspaniałych przedstawień reżyserowi, że przeniósł „Mewę” w nasze czasy, miał do tego pełne prawo. Choć kilku min nie udało mu się uniknąć. Użyłem wojskowego atrybutu, bo trwa wojna. Bohaterom pozostawiono rosyjskobrzmiące imiona i nazwiska, możemy zatem przypuszczać, że mamy tu współczesną Rosję, gdzie nawet na głuchej wsi powinno wyczuwać się wojenny niepokój. Druga moja wątpliwość też dotyczy wojny, bo ja pewnie byłbym za sankcją w postaci okresowego zakazu prezentowania rosyjskich dramatów, bo ponadczasowość klasyki nie czyni jej niewinną. Wojna się przecież skończy i wtedy przyjdzie czas zastąpienia dronów dramatami. Wobec powyższych zastrzeżeń, nieznaczącym drobiazgiem nazwałbym natomiast sceny oczekiwania miastowych na podwiezienie na stację, dziś przecież każdy przyjechałby własnym samochodem.

Oczyszczony jednak ze skojarzeń historycznych i politycznych dramat pozostał dla mnie prawdziwym teatrem, pełnym życia, ruchu, czechowowskiej przenikliwości i mądrości. Oraz gry aktorskiej, której nie powstydziłyby się ani dawne, ani dzisiejsze teatry stołeczne. Rozpromieniona wymuszonym śmiechem, uszlachetniona ruchem godnym wybiegu modelek Marzena Bergmann tworzy wiarygodną postać sławnej aktorki, która ma świadomość schyłku kariery i niespełnionego życia. Dziewczęca naiwność i promienność Emilii Lewandowskiej, przemieniona w końcowej części w rozczarowanie życiem skrywane pod nadmiernym makijażem i uwidocznione jednocześnie strachem o przyszłość, to wzorcowa Nina. Inni także tworzą kreacje aktorskie godne Czechowa. I ci starsi, i ci młodsi, co świadczy o zespole, w którym nie musi dochodzić, jak w „Mewie” do buntu pokoleniowego, bo jest w nim zrozumienie, wzajemna życzliwość oraz współpraca. Moje odczucie w tym względzie potwierdzili na pospektaklowym spotkaniu zarówno reżyser, jak i dyrektor teatru, Paweł Dobrowolski.

Warto podkreślić efekt pracy scenografki i kostiumolożki, Joanny Walisiak. Powściągliwe dekoracje, nawiązujące do prostoty wiejskiego życia i intrygujący, wiszący nad środkiem sceny ogromny element, którego symbolikę będziemy odczytywać indywidualnie. Mnie skojarzył się z ciernistym krzewem, życiem uświęconym przez siły wyższe bez instrukcji, jak je przeżyć. Właściwie „Mewa” Czechowa pełna jest symboli. Bo to nie tylko tytułowy ptak, alegoria z jednej strony wolności, dzikości, z drugiej instynktownego przewidywania nadchodzących burz, a więc przyszłości. Czechow ukazał nam ją również jako metaforę zniszczenia. Poza nią mamy pisarza i artystę jako symbol oczekiwanego spełnienia, miłości jako lekarstwa na nudę, marzeń jako drogowskazów prowadzących na manowce i wielu, wielu innych, których rozszyfrowanie pozostawiam dociekliwości widzów.
R E K L A M A
„Mewę” Gorzkowskiego możemy też odczytać jako delikatną satyrę na artystyczne kręgi i tych którzy dążą, by się w tych kręgach znaleźć. To przedstawienie nostalgiczne z elementami komediowości, efektowny teatr, bez przerysowań. Reżyser zadbał o to, byśmy wyszli z refleksją, że jest to dramat o marzeniach, które mają często wpisane tragiczne konsekwencje, o sztuce, która jest ważną częścią naszego życia, o upływającym nieubłaganie czasie, lecz przede wszystkim, że jest to spektakl o nas samych.

Jerzy Szczudlik

F I L M Y
REKLAMA W OLSZTYN24ico
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Filmy wideo do artykułu
image galeria
Prasowa prezentacja spektaklu „Mewa” w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie
07-05-2025
Podobne artykuły
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.